,,Znachor’’ dla duszy

Recenzja spektaklu ,,Znachor” (reż. Jakub Roszkowski) w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

,,Nie sztuka jest być kimś, sztuka jest
być nikim za kołnierzem Opatrzności.”
Jerzy Trela w filmie ,,Znachor’’ reż. Jerzy Hoffman

Rozpoczął się nowy sezon artystyczny, a zatem zaczyna się też korowód premierowych przedstawień w krakowskich teatrach. Tym razem zaczynamy od Teatru im. Juliusza Słowackiego, gdzie 10 września miała miejsce premiera spektaklu ,,Znachor’’ w reżyserii Kuby Roszkowskiego.

Fot. Bartek Barczyk

Mierzenie się z tak dobrze znanym przeciętnemu widzowi materiałem, jakim jest powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, a przede wszystkim jej ekranizacja w reżyserii Jerzego Hoffmana z Jerzym Bińczyckim w roli głównej, stanowi nie lada wyzwanie. Kubie Roszkowskiemu udało się przekazać treść tej opowieści bez kopiowania formy i charakteru, jaki znamy z filmu, mimo że w wielu przypadkach postawił nacisk na dokładnie te same elementy fabularne. Autor spektaklu całkowicie odbiega od wyobrażenia na temat tej historii w oprawie wizualnej, gdzie kiczowaty róż i złoto biją po oczach, gdy obserwujemy postaci dobrze usytuowane (tak jest w przypadku hrabiego i jego syna oraz domu Profesora Wilczura w Warszawie), a nasycenie barw zdecydowanie przygasa, gdy widzimy inne postaci, jak właścicielkę młyna (Anna Tomaszewska/Lidia Bogaczówna) czy pacjentkę Antoniego-Znachora (w tej roli z niezwykłym występem wokalnym Hanna Syrbu).

Ilość postaci na scenie jest zdecydowanie ograniczona (często jeden aktor odgrywa co najmniej dwie postaci, a niektórzy bohaterowie zostali złączeni w ramach jednej roli), dzięki czemu widz nie czuje się skonfundowany ich ilością, a występowanie każdej z nich jest dobrze przeprowadzone i uzasadnione. Czasami jednak miałem wrażenie, że niektórym postaciom poświęcono zbyt mało uwagi – okrojenie warstwy psychologicznej do krótkiego komunikatu o przemianie z nadętego paniczyka w odpowiedzialnego młodzieńca w przypadku Leszka Czyńskiego (w tej roli Mateusz Bieryt/Adam Wietrzyński) nie wydaje się zbyt przekonujące. Z kolei tytułowy bohater, czujący się pewnie w swoim wcieleniu wybitnego profesora, w nowym otoczeniu, pozbawiony pamięci został świetnie sportretowany jako zagubiony i nieco zobojętniały na otaczający świat milczek (w roli Antoniego/prof. Wilczura Maciej Jackowski).

Ostatni szczególnie zwracający uwagę element to muzyka w tym spektaklu, która wykonywana jest na żywo (odpowiadają za nią Antonis i Zuzanna Skolias) i stanowi nie tylko tło czy ilustrację dla fabuły, ale staje się jej częścią. Takie wykorzystanie utworów muzycznych jest coraz częstszym i jednocześnie bardzo interesującym zabiegiem, który w przypadku tego spektaklu sprawdza się świetnie. Przedstawienia tego typu ponownie rozbudzają ciekawość nad możliwościami zespołu twórców i aktorów Teatru im. Juliusza Słowackiego i sądzę, że ten spektakl przyciągnie wielu widzów, którzy nie pożałują kwoty przeznaczonej na bilety.

Mateusz Leon Rychlak

P.S. Śmiało można wyszukiwać również nawiązania popkulturowe, których jednak nie zdradzę, by nie odbierać tej przyjemności czytelnikowi, który wybierze się do teatru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *