Kochanie i umieranie
Recenzja spektaklu ,,Orlando. Bloomsbury” (reż. Katarzyna Minkowska) w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
,,Wiosną ludzie się kochają
Wiosną ludzie umierają’’
Jerzy Afanasjew
Biografie to nie tylko opowieści o konkretnych osobach, ale też o ich rodzinie i najbliższych. Być może dlatego notki biograficzne w encyklopediach wydają się suche jedynie poprzez wskazanie np. ,,Virginia poślubiła w 1912 roku Leonarda Woolfa, literata i politologa’’, a wszystko co kryje się w tej opowieści jest pomijane z uwagi na konieczność podania całej serii innych istotnych faktów od wydań książek po przypisy bibliograficzne. Tutaj wkracza opowieść przeniesiona na deski krakowskiego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej pt. ,,Orlando. Bloomsbury’’ w reż. Katarzyny Minkowskiej.

W tym spektaklu opowieść o Virginii Woolf (w tej roli Joanna Połeć) jest również historią kręgu jej znajomych i rodziny, ludzi skupionych w ramach tzw. Bloomsbury Group, ich wzajemnych relacji i przyjaźni odpornej na odmienności. Uwagę zwraca szczególnie relacja Virginii z mężem (Szymon Czacki), którą widzowie poznają w pierwszej części spektaklu nie tylko przez ich wzajemne interakcje, ale przede wszystkim przez rozmowy o głównej bohaterce, o jej nowych książkach (w tym tytułowym ,,Orlando’’), a także o jej romansie z Vitą Sackville-West (Paulina Kondrak znana z inscenizacji ,,Igraszki z diabłem’’ w reż. Artura ,,Barona’’ Więcka). Widz ma okazję również poznać historię siostry Virginii, Vanessy, która ze swym mężem żyje, wedle współczesnej nomenklatury, w otwartym związku. W kreacji tej pary pojawia się duet aktorski Magdy Grąziowskiej i Radosława Krzyżowskiego, swego czasu obserwowany w spektaklu ,,Halka’’, a tu powraca w swojej najlepszej formie.
Spektakl nie zamyka się jedynie w przestrzeni samej sceny, w przedstawienie widz jest wprowadzony naturalnie i niepostrzeżenie poprzez coś w rodzaju spotkania z autorką w foyer teatru, gdzie Virginia Woolf opowiada o swojej najnowszej książce, a spotkanie prowadzi malarz i ceniony teoretyk sztuki Roger Fry (Krzysztof Zawadzki), dopiero po tym wprowadzeniu widzowie przenoszą się na właściwą scenę, gdzie rozgrywa się spotkanie towarzyskie po wystawie obrazów Vanessy Bell. Po raz kolejny poza sceną widzowie znajdują się przy obserwacji dość komicznej dyskusji autora biografii Virginii i jednocześnie jej siostrzeńca Quentina Bella (Krystian Durman) z Viviane Forrester (Urszula Kiebzak), która atakuje młodego pisarza, zarzucając mu oczernianie Woolf w zmowie z jej wciąż żyjącym mężem Leonardem.
Cała pierwsza część spektaklu opowiada o relacjach między bohaterami, ich przyjaźniach i romansach, zatem jest opowieścią o kochaniu. W drugiej części z pewnymi bohaterami widzowie się rozstają – ze zmarłym Rogerem Fry’em, którego pośmiertną wystawę otwiera Virginia, z Lyttonem Strecheyem i Dorą Carrington (ponownie już wcześniej obserwowany duet Natalii Kai Chmielewskiej i Łukasza Stawarczyka, w zupełnie innej w stosunku do ,,Marzeń Polskich’’ intrygującej odsłonie), zatem reżyser prowadzi widzów do umierania, w pewien sposób przygotowuje ich do tego, co ma się wydarzyć, nie tylko za pomocą akcji dramatu. Muzyka, w pierwszej części kojarząca się z lekkością gerschwinowskiej rapsodii, staje się zimna i niepokojąca (muzykę na żywo wykonuje Justyna Skoczek), światło z żółtawego zmienia się w białe, wręcz blade, a w tle wciąż słychać szum deszczu. Nad sceną pojawia się olbrzymia biała ćma, która w finale zbliża się do sceny niczym prawdziwa ćma do płomienia świecy. Wszystkie elementy, podobnie jak pojawienie się na scenie bohaterów żyjących wraz ze zmarłymi we wspólnej estetyce właściwej pierwszej części spektaklu, delikatnie przekazują widzowi informację o tym, co się właśnie wydarzyło.
Opowieść o Virginii Woolf w spektaklu ,,Orlando. Bloomsbury” pomimo swojej powagi jest lekka i swobodna. Być może sprawia to nienachalna atmosfera lat 20. delikatnie zarysowana przez kostiumografa (za kostiumy odpowiada Julita Goździk), albo fakt, że aktorzy w swoich rozmowach są niezwykle naturalni, z rozmaitymi drobnymi elementami kreacji, które nadają autentyczności postaciom bez ich przerysowania. Nieco cyniczny Clive i swobodna Vanessa, rozlazły Lytton i milcząca poważnie Dora, roztrzepana Virginia i racjonalny, poukładany Leonard, a nade wszystko spokojny niczym narrator Roger.
Wszystkie elementy spektaklu nie przysłaniają jednak narracji nadanej mu przez Katarzynę Minkowska i Tomasza Walesiaka. Widz nie jest odrywany od opowieści nagromadzeniem efektów i muzyki, ale subtelnie przez nie naprowadzany na jej tok. Na taki spektakl z chęcią wybiorą się ci, którzy w teatrze upodobali sobie nie wariacki eksperyment, ale świetną grę aktorską i bohaterów autentycznie bliskich widzowi.
Mateusz Leon Rychlak