O obrotach ciał w operze…

Recenzja spektaklu „Kopernik” w reż. Jakuba Szydłowskiego w Operze Krakowskiej

,,Moneta gorsza wypiera lepszą”
– Prawo Kopernika

Dzieje się wciąż wokół nas rok Mikołaja Kopernika. Z tej okazji ma miejsce wiele różnych wydarzeń, w tym Światowy Kongres Kopernikański, który odbywał się w trzech miastach Polski, Toruniu, Krakowie i Olsztynie, jako wydarzenie o zasięgu międzynarodowym. W tym duchu Opera Krakowska pod patronatem jednej ze spółek skarbu państwa przeniosła wystawiony po raz pierwszy w maju tego roku we Fromborku musical ,,Kopernik” autorstwa Tomasza Szymusia (kompozytor) i Ałbeny Grabowskiej (libretto) w reżyserii Jakuba Szydłowskiego. Musical w operze, hmmm… Zaczyna się już dosyć nietypowo, ale cóż kryje się pod spodem?

Fot. materiały teatru

Obawiam się drodzy czytelnicy, że pod spodem kryje się spore rozczarowanie. Opera Krakowska wykorzystując praktyki, można powiedzieć, nieuczciwej konkurencji, stworzyła widowisko z rozmachem iście operowym. Do warunków musicalu zostało one przeniesione wraz ze wszystkimi naleciałościami operowej estetyki, dramaturgii i sposobu prowadzenia narracji.

Po pierwsze, ruch sceniczny w scenach zbiorowych, z wykorzystaniem bardzo rozbudowanych sekcji baletowych i chóralnych, charakteryzuje się precyzją i bogactwem baletu operowego, i zupełnie odbiega od nieco luźniejszej formy, jaką jest musical. Z kolei w scenach, w których występuje dwóch lub trzech bohaterów, ruch ten jest praktycznie niewykorzystany. Aktorzy wychodzą, stają, wypowiadają swoje kwestie, śpiewają partie solowe (z niewielkimi wyjątkami) bardzo statycznie, w towarzystwie monumentalnej scenografii, pośrodku pustej sceny. Jeśli wyrażają ruchem jakieś emocje, czynią to w sposób przerysowany (np. pieśń odrzuconej bohaterki w wykonaniu Agnieszki Przekupień) lub zupełnie nietrafiony (aria Kopernika w wykonaniu Janusza Krucińskiego, kończąca I akt). Wydaje się, że jedynie w scenach, w których występuje postać Andrzeja, brata Mikołaja Kopernika (Wojciech Daniel), położono odpowiedni nacisk na dramaturgię ruchu zarówno indywidualną, u samego aktora, jak i baletową.

Inne okoliczności, które nie są traktowane poważnie, to budowanie napięcia i pewna logika wydarzeń. Na przykład pod koniec pierwszego aktu Kopernik rozpacza w oblężonym Olsztynie. Jest zdruzgotany, scena wygląda tak, jakby właśnie rozegrała się rzeź po zdobyciu miasta. Następuje antrakt i po antrakcie całe to napięcie wygasa, przenosimy się w inne miejsce i czas, zupełnie zapominając o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Następnie pojawia się postać Anny Schilling, gospodyni Kopernika. W pierwszej scenie jawi się ona jako zorganizowana i surowa względem roztrzepanej i nieobowiązkowej siostrzenicy astronoma, a już w kolejnej widzimy wszystkich bohaterów tańczących w najlepsze za wyjątkiem tejże siostrzenicy, która targa wiadra z wodą. Wydaje się, że powinien tutaj narastać konflikt pomiędzy dwoma bohaterkami, ale gdzież tam, już w następnej scenie wesoło trajkocą, frywolnie plotkują. Takie delikatne pompowanie balonu napięcia, który po chwili okazuje się być bez uzasadnienia przekłuwany, ciąży nad tym spektaklem.

Kolejne elementy to gra aktorska i partie muzyczne. Żadna z postaci, podkreślam żadna, poza głównym bohaterem i jego bratem (co uzasadnione jest chorobą) nie zmienia się wraz z postępowaniem fabuły. Pod koniec spektaklu widzimy już dosyć podstarzałego Kopernika, poruszającego się powoli, ze starczą manierą mówienia, ale ani Jan Dantyszek (Marcin Sosiński), również podówczas dosyć sędziwy (jak na XVI wiek oczywiście), ani Anna Schilling, ani siostrzenica Kopernika z mężem (Karolina Gwóźdź i Maciej Tomaszewski) nie stają się bardziej dojrzali. Sposób kreowania postaci zupełnie się nie zmienia, jakby dla wszystkich poza głównym bohaterem czas się zatrzymał, pomimo że akcja dzieje się na przestrzeni 50 lat. Z kolei wykonania poszczególnych piosenek, w szczególności solowych, są niesłychanie nużące. Wyposażone w powtarzające się motywy zarówno tekstowe, jak i muzyczne przestają być bardzo szybko atrakcyjne dla odbiorcy. Powtórzenia refrenu trwają w nieskończoność, a zespół taneczny prezentuje się w kolejnej nieistotnej dla akcji sekwencji baletowej.

Do błędów historycznych, które w zasadzie nie mają znaczenia dla odbioru spektaklu, nie będę się odnosił. W końcu to, jakie motywy i elementy życia Mikołaja Kopernika włączono do spektaklu, jest jedynie kwestią wyboru artystycznego, jednakże na jedną nieścisłość historyczną muszę zwrócić uwagę. Mianowicie na błędy w projektowaniu kostiumów (Anna Chadaj), dotyczące pojawiających się w końcu I aktu Krzyżaków, ubranych na przemian w stroje krzyżackie i joannickie (czarne jak i te z białym krzyżem), podczas gdy tych drugich nie było podówczas wśród sił krzyżackich.

Stworzenie tak bogatego w środki wyrazu spektaklu, z muzyką na żywo, pełnym składem baletowym i chórem jest przedsięwzięciem – nawet w teatrach muzycznych w Polsce – nie zawsze łatwym do zrealizowania. W tym jednak przypadku taki pomysł został zainscenizowany na modłę operową, co jest tym dziwniejsze, że reżyser Jakub Szydłowski posiada bogate doświadczenie na polskiej scenie musicalowej.

Mateusz Leon Rychlak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *