Wilcze echa

Recenzja spektaklu „Wierna wataha” w reż. Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, filia we Wrocławiu na XLIII Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi

,,To nie demony, nie diabły…
Gorzej.
To ludzie.’’

– Andrzej Sapkowski

Takie historie są wszędzie od Królewca po Salamankę. Jak Europa długa i szeroka wsie i miasteczka pod pokrywą sielanki i pobożności skrywają więcej konfliktów i tajemnic niż niejedna metropolia. Spektakl dyplomowy studentów AST we Wrocławiu pt. ,,Wierna Wataha’’ w reż. Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak, którzy są również autorami tekstu, jest opowieścią wydestylowaną z dramatu wszystkich małych społeczności.

fot. Rafał Skwarek

,,Wierna Wataha’’, opowiada o losie mieszkańców bliżej nieokreślonej miejscowości, która może się znajdować zarówno w Burgundii, Toskanii jak i Małopolsce. Gdzieś w tej miejscowości, żyje sobie rodzina, która jest inna niż pozostałe, gdyż nie przyszedł w niej na świat chłopiec, którego zwyczajowo oddawano do służby kościelnej. Z ,,boskiego wyroku’’, gdy przychodzi na świat kolejna córka – Joanna, postanowiono, że skoro taka jest wola Najwyższego, ona zostanie świętą. Decyzja ta, jak i wychowanie dziewczynki, staje się główną osią życia bohaterów, a zatem i jedną z dwóch głównych (obok motywu niewierności i ukrytych pragnień) osi spektaklu. Jak więc postanowiono opowiedzieć taką historię?

Przede wszystkim dynamicznie. W spektaklu korzysta się z bardzo zaawansowanej pracy ciałem, opartych na ,,ludzkiej lalce’’ kiedy jedna z bohaterek lub jeden z bohaterów staje się marionetką w rękach pozostałych. Dzięki temu sceny pełne agresji stają się czytelne na poziomie nie tylko postaci dominujących, ale również z perspektywy pozbawionej własnej woli ofiary wydarzeń. Drugim aspektem dynamizmu jest zastosowanie dwóch ruchomych platform, na których rozgrywają się sceny zamknięte w przestrzeniach stanowiących rodzaj azylu dla bohaterów np. dziecięca kryjówka czy jama w ziemi. Gdy jednak bezpieczeństwo w azylu jest zagrożone, cała platforma idzie w ruch, a zamknięci w klatce metalowego rusztowania aktorzy, zmagają się z grawitacją i siłą odśrodkową oddając stan psychiczny postaci. W spektaklu nastąpiło jeszcze jedno ciekawe wykorzystanie możliwości odegrania pewnych scen na wysokości. Mianowicie wyobrażone bardzo formalnie, intymne zbliżenie pomiędzy Sabiną (Natalia Podyma) a Ojcem (Tomasz Żurek) dzieje się w górze, dodatkowo podkreślając ,,uniesienie’’ bohaterów jakie im w tej scenie towarzyszy.

Z krytycznych uwag (głównie w zakresie warstwy fabularnej) spektakl zbyt mało zostawiał przestrzeni na wyraźne zarysowanie relacji pomiędzy postaciami. Przez co wydaje się, że ujęto niektórym z nich charakteru, jaki mogły sobą zaprezentować. Niedosyt towarzyszył mi w szczególności wobec relacji pomiędzy Ojcem a Joanną (Maria Głubisz). Wyraźnie można wyczuć, że ta relacja jest odmienna od wszystkich pozostałych, ponieważ to Ojciec i Joanna jako jedyni szukają innej drogi, są do siebie podobni przez wymagania jakie się przed nimi stawia, mogą sobie okazać głębsze zrozumienie, a jednak takich interakcji miedzy nimi brakuje. Z drugiej strony jeśli uznać takie rozwiązanie za celowe, to jedynie podkreśla jak bardzo te postaci są samotne, i jak bardzo nikt nie jest im w stanie dopomóc w tej samotności, a każda próba kończy się porażką. Ponadto niektóre motywy wydają się być zupełnie nieczytelne w ramach tego co jest dostrzegalne na scenie. Np. wynikający z opisu spektaklu związek każdej z Sióstr z jednym z czterech żywiołów (Woda, Ogień, Powietrze i Ziemia), który, pomimo subtelnych zabiegów w ramach kostiumów, dopiero po głębszym zastanowieniu ma sens w dwóch kreacjach, mianowicie Gai – Siostry Ziemi (Natalia Dudziak) i Iskry – Siostry Ogień (Adrianna Jagiełło). Jednakże ma to miejsce na płaszczyźnie konstrukcji postaci (Gaja jest chroma i w związku tym jej postać naturalnie ,,ciąży ku ziemi’’) i gry aktorskiej (Iskra jest bardzo żywa i zmienna, jednocześnie pałając ciepłym uczuciem do Joanny symbolizującej powietrze, bez którego nie może istnieć).

W tej niełatwej otoczce na pochwałę zasługują w szczególności dwie kreacje. W pierwszej kolejności Natalia Podyma jako Sabina, prezentuje najbardziej złożoną postać, która ma okazję przejść przez wiele stanów emocjonalnych, od pewnej siebie uwodzicielki, przez uwikłaną w niepewną relację kochankę, aż do przerażonej, ,,zaszczutej’’ ofiary. Każda z tych odsłon postaci Sabiny była pełna realizmu, aktorskiej samoświadomości i oparta na jasnej wizji, dzięki czemu efekt zdecydowanie przykuwa uwagę. Z kolei Anna Bertman jako Matka przedstawia postać w zupełnie innym charakterze, bardzo konsekwentnie zatracającą się w mroku, której negatywne emocje podszyte nienawiścią eskalują, objawiając coraz to nowe oblicza przemocy. Świetnie odegrane zostały tutaj mechanizmy, które pogłębiają zachowania agresywne w osobach, które doświadczyły jakiejś traumy, i ta jednokierunkowa ewolucja postaci, aż do punktu kulminacyjnego włącznie jest wyraźnie zauważalna.

,,Wierna Wataha’’, trzymająca się nurtu etno, jest mimo kilku mankamentów wciągającym spektaklem, realizm przeplata się tutaj z fantastyką, tak jak to bywa w opowieściach i przekazach mogących równie dobrze pochodzić od naszych prababek i pradziadków. Ale należy pamiętać, że to nie bajka, to opowieść z niemal reporterską dokładnością wnikająca w to o czym czasami wolelibyśmy nie pamiętać.

Mateusz Leon Rychlak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *